Nigdy nie doświadczyłem dłuższych okresów bezsenności czy zaburzeń snu. Potrafię natomiast wyobrazić sobie że może to być bardzo destrukcyjna dolegliwość. Domowych sposobów na bezsenność są oczywiście tysiące - zaczynając od liczenia baranów czy melatoniny.

Podchodząc do tematu serio zauważyłem dwie sytuacje korzystnie wpływające na szybkość zasypiania i pogłębiony odpoczynek we śnie. Jedna z nich to wieczorna gimnastyka lub trening - dla mnie Chi Kung lub Tai Chi. Miękkie i rozluźnione po takim wysiłku ciało zapada się i wtapia w materac, a wyciszony umysł natychmiast wyrusza na “łąki snu”. Na dodatek rano budzę się kilka minut przed budzikiem zupełnie wypoczęty.

Druga sytuacja, do której właśnie odnosi się tytuł tego wpisu “Mechaniczna melatonina”, to zaskakujący wpływ przedmiotu codziennego użytku na zasypianie i jakość snu, jaki zaobserwowałem ostatnio na sobie.

Zanim wyjaśnię szczegóły mała dygresja. W mieszkaniu w którym się wychowałem, w pokoju rodziców - wmontowany do wielkiego na całą ścianę regału z książkami - chodził wielki zegar szafkowy z ponad metrowej długości wahadłem. Jego miarowe “tyk - tyk” pamiętam do dziś, a samo wspomnienie wprawia mnie w stan kontemplacyjnego wyciszenia.

Później przez wiele lat korzystałem z zegarów czy budzików których chód był prawie niesłyszalny, albo był czysto wirtualny i tylko zmieniające się cyferki dawały znać, że coś się dzieje. I właśnie, ostatnio nabyłem najzwyklejszy, najprostszy mechaniczny budzik na baterię, na dodatek w niezbyt pasującym do naszego wnętrza kolorze.

Budzik postawiłem na sekretarzyku, ot tak po prostu żeby pokazywał godzinę. Po kilku dniach zauważyłem, że coś się zmieniło. Że zasypiam szybciej, a sen przynosi jeszcze głębszy wypoczynek niż zwykle. Podobne wrażenie odniosła moja pani. Właśnie zastanawiałem się nad możliwą przyczyną i nagle usłyszałem go. Budzik tykał miarowo, niespiesznie, ale dość głośno. Tak jak zegar z dzieciństwa.

Nie gwarantuję, że to działa na każdego, ale niewielkim kosztem możesz się o tym przekonać - poszukaj po prostu odpowiednio głośno chodzącego budzika, którego wyważony chód będzie miły dla twego ucha.

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 4.7/5 (3 votes cast)

Nieco ponad rok temu, stojąc przed regałem działu sportowego pewnej księgarni sięgnąłem po książkę na której grzbiecie widniało “Trzynaście rozpraw o Tai Chi Chuan”. Lektura była pasjonująca do tego stopnia, że postanowiłem rozpocząć ćwiczenia. Jednak szybko okazało się, że pomimo wielostronicowych opisów i zamieszczonych zdjęć nie jestem pewien jak właściwie należy to robić.

Stara prawda głosi, że najprościej nauczyć się naśladując mistrza. Kolejnym krokiem było więc znalezienie mistrza tai chi. Powiodło się i od roku ćwiczę tai chi i chi kung na zajęciach grupowych prowadzonych przez profesjonalną instruktorkę, dwa razy w tygodniu po 1,5h.

I co się okazało. Mimo pozornej lekkości ćwiczenia te wyciskają litry potu i angażują najgłębsze warstwy mięśni, najczęściej zupełnie nieużywane w codziennym życiu. Nie jest to sposób na “wyrobienie” mięśni w znaczeniu rzeźby. Poza “kaloryferem” na brzuchu nie zauważyłem nic szczególnego. Natomiast sprawność, elastyczność, wytrzymałość, ogólna kondycja i samopoczucie wzrosły w sposób niewiarygodny.

Takim przykładem, który mnie samego dogłębnie porusza, może być pierwszy zeszłoroczny wyjazd na snowboard (po dwóch miesiącach ćwiczenia tai chi i chi kung). Nastawiłem się jak zwykle, że pierwszy dzień na stoku to swego rodzaju “porażka”. Że trzeba ostrożnie, powoli i że “będzie bolało”. Przeciwnie, było bajkowo! Bez bólu, bez zmęczenia z cudownym poczuciem równowagi, którego wcześniej nie doświadczyłem w takim stopniu nigdy. Po prostu płynąłem po stoku!

A to tylko jeden z wielu przykładów zaskakujących efektów regularnego ćwiczenia tai chi i chi kung.

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 4.0/5 (8 votes cast)
Liczba komentarzy: 5

Od czasu do czasu odczuwam nadmiar wszystkiego. Znasz mit o królu Midasie? Wszystko czego dotknął zamieniało się w złoto. Pomyślałeś, że to fajnie? Powtarzam - wszystko!
W każdym razie, od czasu do czasu buszując po sieci za jakimś “czymś” zauważam, że to “coś” jest dostępne na wszystkich możliwych stronach internetu. Że internet nie zawiera niczego innego tylko właśnie to “coś”.
Ostatnio tym “czymś” były darmowe e-booki. Zaciekawiło mnie zagadnienie jak wiele i jak wartościowej wiedzy można posiąść z darmowych e-booków. Na początek wpisałem do google sakramentalne “darmowe ebooki”. Wynik: około 550,000 dla zapytania darmowe ebooki. Czyli, że ponad pół miliona stron www oferuje darmowe ebooki? Choćby po jednym, to i tak będzie ponad pół miliona e-booków. To cudownie. W takim razie w darmowych e-bookach musi być wszystko!
Wniosek ten okazał się bardzo pochopny i naiwny. czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 3.0/5 (3 votes cast)
Liczba komentarzy: 1

Ciekawe, ilu jeszcze pozostało ortodoksów komórkowych? Dawniej często spotykałem się z opinią, że telefon ma służyć do dzwonienia. Zdjęcia robi się aparatem, filmy kręci kamerą, wykłady nagrywa dyktafonem, do obliczeń służy kalkulator, do słuchania radia radio, do nagrań odtwarzacz mp3, a do nawigacji satelitarnej tzw. nawigacja. A ja nie mam nic przeciwko temu, żeby wszystkie powyższe funkcje spełniało niewielkie pudełko które noszę w kieszeni. I nie przeszkadza mi, że za pomocą tego pudełka mogę również zadzwonić.

Czasem “jak mnie co wzruszy” — jak to pięknym czystym fałszem śpiewał swego czasu pan Jerzy Sztuhr — rzucam się na archiwa midletów — czyli programów napisanych w języku Java, a przeznaczonych do uruchamiania na urządzeniach obsługujących profil MIDP czyli np. telefonach komórkowych. Moją ulubioną miejscówką z midletami jest GetJar. W tym ogromnym archiwum zawsze można znaleźć coś interesującego, co jest użyteczne, działa, a na dodatek często jest bezpłatne. Tym razem wpadł mi w oko midlet LifeCapture zmieniający telefon komórkowy z aparatem fotograficznym w kamerę do zdjęć poklatkowych.

“Weź kopę jaj, posadź dziewkę niech uciera” — to mój ulubiony synonim algorytmu czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 3.6/5 (8 votes cast)

Oczywiście można po bandzie i bez trzymanki. Można również bez backupu. To zależy wyłącznie od podejścia. Słyszałem, że tylko prawdziwi twardziele nie robią backupu. A więc jeżeli jesteś prawdziwym twardzielem, lubiącym jazdę po bandzie bez trzymanki, nie czytaj dalej. Poniższe informacje nie będą również zajmujące dla przeciwnego bieguna, czyli dla grzecznych i pokornych, którzy nigdy nie dłubią w skryptach na własna rękę.

WordPress właśnie zaczął mnie zachęcać niewinnym odsyłaczem do aktualizacji do wersji 2.7.1. W zwykłym ludzkim, bezmyślnym odruchu miałem kliknąć, ale ? mam przecież kilka sprawdzonych domowych sposobów na takie okoliczności więc czemu z nich nie skorzystać. Zacznę od tych najprostszych:

  • pamiętaj, że pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł,
  • to co masz zrobić dziś, zrób jutro ? a nóż się okaże że nie będziesz musiał tego robić wcale,
  • twój problem nie jest wyjątkowy, sprawdź jak inni sobie z nim radzą.

Korzystając z powyższych sposobów nie kliknąłem w “Please update now” i wybrałem się na spacer po sieci. Trafiłem na wpis Nowa wersja WordPress i automatyczna aktualizacja? Szczególnie ciekawa jest lektura komentarzy. A więc jednym się “udało”, a innym nie. Dodatkowo biorąc pod uwagę, że należę do grona majsterkowiczów ? na dodatek pamięć mam dobrą, ale krótką ? nie wykluczone że coś tam w tych skryptach grzebnąłem i razem z aktualizacją odejdą w niebyt w pocie czoła “wymodowane ficzersy”. Równocześnie chciałoby się mieć najświeższą wersję, żeby nie złapać “deprechy”, że coś mnie omija. Droga redakcjo, co robić?

Porównać. Porównać zawartość skryptów wersji obecnie pracującej z zawartością skryptów wersji oryginalnej o tym samym numerze wydania. Sprawdzić czy występują różnice typu “DIY” (czyli “zrób to sam”). Łatwo powiedzieć! Na pomoc przychodzi kolejny sprawdzony domowy sposób:

  • pamiętaj, że internet służy głównie do rozwiązywania problemów, których by nie było gdyby nie internet.

Wyposażony w tę wieszczą myśl ruszyłem na poszukiwanie programu który wykona pracę porównania skryptów szybciej, lepiej i skuteczniej niż skryptorium pełne benedyktynów. Owszem jest: “WinMerge to wydane na licencji Open Source narzędzie do porównywania i łączenia tekstów w środowisku Windows. WinMerge porównuje zarówno foldery jak i pliki, prezentując różnice w formie wizualno-tekstowej, która pozwala na łatwe rozpoznanie i edycję różnic.” I właśnie o to chodzi.

Zatem do dzieła. Bez najmniejszego problemu czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 2.8/5 (5 votes cast)
Liczba komentarzy: 3

Specjalnie dla czytelników Moje Domowe Sposoby przygotowałem (za wiedzą i zgodą autora) tłumaczenie świetnego tekstu Yaro Staraka “10 Blog Traffic Tips”:

W życiu każdego blogera nadchodzi ten szczególny dzień - dzień odpalenia nowiutkiego blogu. Od teraz do chwili kiedy nie wyjdzie na zewnątrz i nie zdobędzie czytelników, ma dużą szansę na to, że blog będzie czytany przez jednego tylko, ale za to wiernego czytelnika - czyli jego samego. Niewykluczone że kilka dni później - po tym jak powie o swoim nowym blogu siostrze, ojcu, dziewczynie czy najlepszemu przyjacielowi - zaliczy on kilka odsłon. Nie tędy jednak droga do zdobycia czytelników. Oto 10 sposobów które początkujący bloger może wykorzystać do zdobycia czytelników.

Wskazówki te będą szczególnie pomocne blogerom, którzy w tym momencie mają znikome audytorium, a chcieliby doprowadzić do wywołania efektu śniegowej kuli.

Najlepiej przepracuj te sposoby po kolei od góry do dołu, gdyż kolejne bazują na poprzednich, a to pozwala nabrać rozpędu. Jak już osiągniesz wystarczający rozpęd uzyskasz to co nazywam “trakcją”, a jest to taka wielkość audytorium (około 500 czytelników dziennie) która pozwala zaprzestać ciężkiej pracy w celu zdobywania nowych odbiorców. Od tego momentu twoi wierni czytelnicy zaczną wykonywać tę pracę dla ciebie poprzez marketing szeptany. Oto tych 10 najważniejszych sposobów: czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 3.7/5 (26 votes cast)
Liczba komentarzy: 61

Pomysł ten w trakcie rozmowy o prześcieradłach “sprzedała” mi Agnieszka. Prześcieradła mogą być w różnych kolorach, w różnych wzorach i z różnych materiałów. Jest jednak pewna cecha najbardziej odpowiedzialna za przysłowiowe “jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz”. Zgodnie z nią prześcieradła można podzielić na te które czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 5.0/5 (1 vote cast)

Drugiego stycznia byłem świadkiem poniższej rozmowy o planach pań na emeryturze na właśnie rozpoczynający się rok:
— Może kupię sobie nową pralkę. — Powiedziała Ola.
— Masz na nową pralkę? — Zapytała Joanna.
— Mam, bo stale wygrywam w Lotto. — Wyjaśniła Ola.
— Naprawdę? — Zaciekawiła się Joanna.
— Tak, właśnie mam wygrane 1200 zł. W sam raz na pralkę. — Potwierdziła Ola.
Zaciekawiony poprosiłem Olę o wyjawienie jej sposobu na wygraną w Lotto. Nie miała nic przeciwko temu. Sposób okazał się prosty i genialny zarazem. Na dodatek stosowany konsekwentnie jest niezawodny. Wysokość możliwych wygranych zależy wyłącznie od akceptowalnego poziomu zaangażowania finansowego. W przypadku Oli poziom ten wynosi 50 zł miesięcznie. Żeby wypróbować sposób Oli zacznij od określenia akceptowalnego przez Ciebie poziomu zaangażowania finansowego w grę w Lotto. Zastanów się dobrze i określ realną kwotę którą jesteś skłonny przeznaczyć na grę w Lotto systematycznie z miesiąca na miesiąc. Jeżeli szczerze i uczciwie w stosunku do siebie określiłeś tę kwotę to możesz bez żadnego ryzyka skorzystać ze sposobu Oli. Sposób polega na tym, że kwotę przeznaczoną na miesięczny koszt gry w Lotto czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 2.7/5 (368 votes cast)
Liczba komentarzy: 115

W internetowej aktywności często jestem zmuszany do wymyślania i zapamiętywania loginów i haseł. O ile z loginem nie jest najgorzej, to kwestia haseł bywa bardzo dokuczliwa. Miotany pomiędzy obawą, lenistwem a wymaganiami skryptów weryfikujących spędzałem długie minuty przed okienkiem “hasło” różnych formularzy rejestracyjnych. Trwało to do czasu aż uświadomiłem sobie że komputer służy głównie do rozwiązywania problemów których by nie było gdyby nie komputer i przeniosłem tę wieszczą myśl na internet. Skoro istnieje problem wynikający ze specyfiki internetu to zapewne w tymże internecie istnieje jego rozwiązanie. I owszem, wśród wielu różnych pomysłów znalazłem bardzo dobry sposób na hasło. Zanim go opiszę, gwoli dziennikarskiej rzetelności, kilka słów na temat zasad tworzenia i ochrony haseł. Dobre hasło powinno równocześnie zawierać małe i wielkie litery, cyfry i jeżeli to dopuszczalne znaki interpunkcyjne i symbole. Hasło powinno tworzyć ciąg co najmniej 8 znaków różny od jakiegokolwiek słowa znanego w jakimkolwiek języku i różny od imienia, nazwiska lub loginu nawet w formie przestawionej, odwróconej czy podwojonej itp., a także różny od popularnych dat historycznych, a tym bardziej Twoich osobistych. I, na Boga Watsonie, nie wykorzystuj hasła podawanego w jakimkolwiek poradniku jako przykład idealnego hasła! Na koniec tej listy truizmów kwestia kluczowa. Nawet perfekcyjne z technicznego punktu widzenia hasło nie oprze się odczytaniu z kartki na której je zapiszesz (najlepiej wraz z loginem) i zostawisz w miejscu ogólnodostępnym. W tej sytuacji “droga redakcjo, co zrobić?” Dobrym wyjściem wydaje się takie skonstruowanie hasła, aby równocześnie spełniało kryteria hasła mocnego i było łatwe do zapamiętania, czyli nie wymagało zapisania. Najprościej można to zrobić za pomocą metody szyfrowania z czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 2.0/5 (2 votes cast)
Liczba komentarzy: 4

Potrzeba matką wynalazku i nie ukrywam, że pomysł który poniżej zaprezentuję jest właśnie wynikiem nieoczekiwanej konieczności jakiej doświadczyłem w ostatnich dniach. Zrządzeniem losu zostałem zmuszony do przemieszczania się po Krakowie środkami komunikacji miejskiej. Internet traktuję jako podstawowe medium informacyjne, więc odruchowo sięgnąłem do rozkładu jazdy MPK dostępnego na stronie http://www.mpk.krakow.pl/. Po załadowaniu strony i kliknięciu przycisku “Rozkłady” (którego nota bene nie mogłem znaleźć gdyż jest najbardziej rzucającym się w oczy elementem strony i został potraktowany “ślepotą reklamową”), w ramce pojawiła się lista dostępnych linii. I tu stanąłem przed dylematem. Wiem skąd chcę wyruszyć i dokąd dojechać, ale nie mam pojęcia jakie linie mają przystanki w tych miejscach. Drugim kliknięciem skierowałem się więc do “Wyszukiwarki połączeń”. Po wybraniu przystanku początkowego i docelowego, dnia i godziny otrzymałem ustaloną przez automat marszrutę. Warto tu kliknąć przyciski “Wcześniej” i “Później”. Można w ten sposób wybrać połączenie z mniejszą ilością przesiadek lub o późniejszej godzinie wyjazdu a tej samej godzinie przybycia. Odniosłem wrażenie, że automat optymalizuje marszrutę pod kątem skrócenia czasu oczekiwania na połączenia przesiadkowe. Podejście takie jest słuszne bo nic tak nie irytuje jak przedłużające się oczekiwanie na przystanku. “Druknąłem” rozkład i zacząłem się zastanawiać, o której godzinie będę wracał z myślą o ustaleniu optymalnej marszruty powrotnej. I wtedy przyszedł mi do głowy pomysł czytaj dalej…

VN:F [1.6.4_902]
Rating: 1.7/5 (3 votes cast)
Liczba komentarzy: 3

Następna strona →

Praktyczna wiedza

  • Dołącz do grona subskrybentów